Co tu można zrobić?

Uwaga!

wtorek, 31 grudnia 2013

Zyczenia Noworoczne

365 szczęśliwych dni,

52 cudownych weekendów,

12 wspaniałych miesięcy,

4 kolorowych pór roku,

spełnienia marzeń

w Nowym Roku!

~życzy Annabelle

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 5

Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo przepraszam! Na święta byłam u dziadków, którzy mają słaby Internet. Napisałam tam mniej niż pół notki. Na szczęście, teraz już jestem w domu i oddaje wam (?) następny rozdział, który miał się ukazać w święta. Mam nadzieję, że wam (?) się spodoba. Komentujcie!
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się nie pamiętając, co się wczoraj wydarzyło. Nie trwało to długo. Kiedy tylko zobaczyłam, co narysowałam w nocy, złapałam się za głowę. Na ścianach, na łóżku, na komodzie, na biurku wisiały kartki z jakimiś dziwnymi znakami. Wyglądało na to, że na początku rysowałam węglem, a potem dziwnym czarnym płynem. Obejrzałam swoje palce. Były umoczone w tej dziwacznej substancji. Na dywanie była czarna plama. Pachniała krwią, ale wcale na nią nie wyglądała.

"Ciekawe, co to..." zastanawiałam się.

Wyszłam z mojego pokoju, żeby zrobić sobie śniadanie. Jocelyn nie było w kuchni.

"Dziwne. Zawsze budzi się rano, żeby zdążyć do pracy."

Zaczęłam nawoływać mamę. Nikt nie odpowiadał. Zaniepokojona, weszłam do jej sypialni. Wszystko wyglądało tak, jak zwykle. Idealnie pościelone łóżko. Kwiaty w wazonie. Jedyną różnicą była kartka położona na poduszkach. Podniosłam zwitek papieru. Rozwinęłam.

"UCIEKAJ" przeczytałam.

Natychmiast pobiegłam do pokoju Alice. Nie było jej. Zaczynałam się martwić na dobre. W łazience zobaczyłam następną karteczkę. Wzięłam. Rozwinęłam.

"DO BABCI" przeczytałam.

Otworzyłam lodówkę. Nie było w niej jedzenia, tylko kartka. Rozzłościłam się, byłam głodna. Wzięłam. Rozwinęłam.

"ZNALEŹLI NAS" przeczytałam.

Spanikowałam. Zaczęłam szukać czegokolwiek, żeby tylko zadzwonić do Isabelle. Nie pomyślałam o własnej komórce. Wybrałam numer. Nie odbierała. Simon. Simon odbierze. Zadzwoniłam. Nie odbierał.

-Cholera jasna! - wykrzyczałam na całe mieszkanie - Co ja mam teraz zrobić...?

Wybiegłam z domu. Zabrałam ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Telefon, majtki, koszulka, pieniądze i zdjęcie. Biegłam na oślep. Nie wiedziałam, że potrafię dotrzeć do starego mieszkania mojej babci. Było opuszczone przez ok. 13 lat. Pchnęłam drzwi. Nie potrzebowałam klucza. Stały otworem. Na szczęście, babcia nie wywiozła stąd mebli, kiedy przeprowadzała się na wieś. Na środku dużego pokoju stała ogromna zielona wyblakła kanapa. Rzuciłam się na nią. Odpoczywałam przez godzinę, cały czas dysząc.

Nie przyjmowałam do wiadomości zniknięcia całej mojej rodziny. Chciałam zapomnieć. Na dodatek, uważałam, że to wszystko stało się, ponieważ dowiedziałam się o tych całych "demonach". Byłam tak zmęczona całą sytuacją, że powieki miałam jak z ołowiu. Same się zamykały. Uległam.

***

Otworzyłam oczy w środku nocy. Doszłam do wniosku, że lepiej było nie zasypiać w południe. Poszłam do toalety. Oczywiście, woda była zakręcona, a prąd wyłączony. Uświadomiłam sobie, że nie wzięłam z domu dezodorantu, ani pasty do zębów. Po prostu świetnie. Zadecydowałam, że jutro wybiorę się do domu po najpotrzebniejsze przedmioty kosmetyczne i świeczki. Wyszłam z łazienki i ponownie położyłam się na wyniszczonej sofie. Gapiłam się w biały sufit.

Nagle coś zaszeleściło na dachu. Gwałtownie poderwałam się z "łoża". Wpatrywałam się w okno ze wzmożoną czujnością. Jakiś cień przeleciał nad drzewem za blokiem. Zaczynałam się bać. Co, jeśli to demon podobny do tych, które widziałam wczoraj? A może już przedwczoraj? Wtem zza framugi wyjrzały dyskretnie złote oczy. Wrzasnęłam. Przytuliłam do siebie mojego pluszowego króliczka. Głowa powoli zaczęła się wysuwać. Cicho popukała we framugę okienną. Chyba chciała, żeby jej otworzyć. Wyciągnęłam drżącą ze strachu rękę i otworzyłam okno. 

Do środka wskoczyła z wielką gracją. Zaraz. Chwila. Wszędzie poznam te oczy. Chociaż znałam je tylko od przedwczoraj...

-Jace! - wyszeptałam - Co ty tu robisz?! W środku nocy?!

-No cóż... - zaczął - Powiedziałem ci, że cię odwiedzę, nie? Należało się mnie spodziewać.

-Jestem w innym domu, bez wody, prądu i jedzenia! - mówiłam z wyrzutem - Przestraszyłeś mnie!

-Usłyszałem - odpowiedział sarkastycznie - Jestem aż taki straszny, że wrzeszczysz na mój widok?

-Jest środek nocy. Nagle zza mojego okna wyglądają złote, świecące oczy. Nie widać nic więcej. Wyglądasz jak demon. Jak mam się nie bać, po tym, co się przedwczoraj stało?! Nocą narysowałam pełno kopii tego samego znaku. Węglem i czarną krwią. - wyrzucałam z siebie wszystko, co mnie dręczyło - Na dodatek, moja mama i siostra zniknęły. Puff. I nie ma ich. Zostawiają mi dziwne karteczki w różnych miejscach w domu. "Coś" nas znalazło. Nie wiem co. 
Każą mi iść do opuszczonego mieszkania, w którym właśnie jestem. Nie wiem po co. Nic nie wiem, cholera!

-Uspokój się. Mam cię pilnować.

-Mnie? Po co?!

- Żebyś nie zrobiła czegoś głupiego, co masz w zwyczaju  - uśmiechnął się pod nosem Jace.

-Kiedy masz tu być? - zapytałam.

-Cały czas... - powiedział uwodzicielskim tonem przybliżając się do mnie.

Wpadłam w panikę. Właściwie, to sama nie wiem czemu. 

"Kur*a, ja przecież nic nie wiem! Zapomniałam."

- Więc muszę gdzieś spać... - kontynuował tym samym tonem nadal zmniejszając dystans.

-Na podłodze - powiedziałam urywając jego uwodzicielskie zapędy, po czym zaproponowałam - Opowiesz mi trochę o Nocnych Łowcach? Nie chce mi się spać.

-Dobra - zgodził się, ale był trochę zbity z tropu - Siadaj.

Usiadłam na środku kanapy. Jace usiadł obok mnie i zaczął opowiadać:

-Wiesz, że Nocni Łowcy zabijają demony. Demony to Używają do tego różnych broni. Jedną z nich są serafickie noże. Nadajemy im imiona aniołów. Mamy w sobie domieszkę krwi anioła. Dzięki temu na naszych ciałach można rysować runy, które pomagają nam w walce, uzdrawiają, ochraniają itp. Runy rysuje się stelą. Jeśli taką runę umieściłoby się na Przyziemnym, zamieniłby się w Wyklętego. Jest kodeks praw. Naszą ojczyzną jest Idris. To państwo nie jest zaznaczone na mapach Przyziemnych. Leży między Francją, a Niemcami. Jego stolicą i jedynym miastem jest Alicante, zwane też Szklanym Miastem. Istnieją wilkołaki, wampiry, czarownicy i faerie. Faerie to coś jak przyziemna wróżka, tylko bardziej przebiegła i złośliwa. Czarownicy, poza różnymi zaklęciami, mogą tworzyć bramy, czyli "portale" do różnych miejsc na Ziemi. Dzieci Nefilim, czyli Nocnych Łowców, rozpoczynają szkolenie w 11-12 roku życia. Oczywiście, zdarzają się wyjątki...

-Myślisz, że mogłabym się jeszcze uczyć? - zapytałam z nadzieją w głosie. Byłam tak zasłuchana w jego opowieść, że nie zauważyłam, że Jace stopniowo się do mnie przybliża.

-Raczej tak - powiedział dalej się przybliżając - Jesteś szybka, masz dobry refleks...- urwał i spojrzał mi głęboko w oczy - Byłabyś idealną Nocną Łowczynią.

Po tych słowach pocałował mnie. Na początku delikatnie, sprawdzał, czy go nie odepchnę. Oddałam pocałunek, wcale nie delikatnie. Przyciągnął mnie bliżej siebie i całował dalej. Kompletnie odpłynęłam. Byłam w stanie tylko oddawać pocałunki. Nagle coś uderzyło w dach. Gwałtownie odskoczyłam od Jace'a przerywając pocałunek.

-Co to było?! - zapytałam przerażona.

Jace wyjrzał przez okno i uśmiechnął się pod nosem.

-But - odpowiedział.

-But?! - powtórzyłam zniecierpliwiona - Jaja sobie ze mnie robisz?!

-Mógłbym, ale nie. Spójrz.

To rzeczywiście był but. Na obcasie, czerwony. Spadł na dach garażu. Zaraz po nim, z okna wyżej, wyleciał stanik. Odwróciłam wzrok. Patrzyłam na Jace'a. Po chwili on też zaczął się mi przyglądać. W jego oczach było widać rozbawienie, ale także podniecenie. 

- To gdzie mam spać? - zapytał figlarnym tonem.

-Już mówiłam. Na podłodze.

Po tych słowach wyszłam z mieszkania i usiadłam obok drzwi. Oparłam się o ścianę policzkiem, żeby złagodzić rumieńce. Zastanawiałam się, co tak właściwie przed chwilą się stało. Chyba mam to ostatnio w zwyczaju.

czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział 4

Tańczyliśmy już dłuższą chwilę. Jace cały czas się na mnie gapił. Czułam się coraz bardziej zawstydzona. Myślę, że wiedział, że się tak czułam. Zauważyłam, że Simon i Isabelle przybliżyli się do nas.

„To podejrzane…” pomyślałam.

-Wyglądasz na lekko podpitą po tym drinku, wiesz? – powiedział Jace.

-Hmm… Tak… - odpowiedziałam zamyślona – Poprosiłam o byle co, tylko mocne.

- Czemu?- zapytał.

-A tak sobie. Dawno nie piłam mocnych drinków. Same kolorowe z palemkami.

-Tak właściwie… - zaczął Jace – To ja jeszcze nie wiem, gdzie mieszkasz.

-Na Brooklynie. Taki ceglany domek wielorodzinny. – odpowiedziałam bez zastanowienia, a potem zapytałam podejrzliwie – A po co ci to?

-Zamierzam cię odwiedzić – powiedział uwodzicielsko.

-Bez mojej zgody? Bez uprzedzenia?

-A kto powiedział, że się nie zgodzisz? – zapytał kpiąco.

-Moja mama – odpowiedziałam sarkastycznie.

-Co do uprzedzenia, to nie mam jak cię powiadomić o tym, że przyjdę. Nie mam twojego numeru telefonu.

Zaśmiałam się. Nie miałam ochoty odpowiadać. Za to rozejrzałam się i za sobą zobaczyłam tańczącą samotnie blondwłosą dziewczynę. Obok niej stała Izzy z batem w ręku.

*Isabelle*

-Nikt nas nie widzi. Wiesz o tym prawda? – zapytałam.

-Nie byłabym taka pewna –odpowiedziała lafirnda.

-Dasz się zabić bez oporu, czy mam cię zgnieść?

-Chętnie zobaczyłabym zgniecenie.

-Chyba : POCZUŁABYŚ. – poprawiłam blondi.

-Kto to wie.

-Ja – odparłam bez zastanowienia i wbiłam jej sztylet w serce. Rozsypała się w ciemny, srebrno – szary proszek. Odwróciłam się, schowałam sztylet. Dopiero wtedy zorientowałam się, że Clary wszystko widziała.

*Clary*

„Isabelle nie mogła tego zrobić. Nie. To na pewno nie jest moja Izzy. Tylko mi się wydawało.” Myślałam gorączkowo.

-Nie wiedziałaś – zrozumiał Jace.

-Czego nie wiedziałam? Że moja najlepsza przyjaciółka jest zawodowym zabójcą?! – zapytałam rozgoryczona. Za chwilę miałam się rozpłakać.

-Nie o to mi chodzi.

-To o co, do jasnej cholery?! – krzyknęłam rozwścieczona i rozpłakałam się.

Jace, zamiast mi odpowiedzieć, podszedł do mnie i mnie przytulił. Było mi bardzo dobrze w jego objęciach. Ciepło, bezpiecznie. Mimo to, kiedy się uspokoiłam, wyplątałam się z jego objęć i uciekłam. Na pożegnanie rzuciłam tylko „Cześć”. Pobiegłam w tłum szukać Simona. Nie mogłam go znaleźć, więc wyszłam zapłakana z Pandemonium. Potrąciłam strażnika. Oparłam się o furgonetkę Erica. Spojrzałam w gwieździste niebo. Było piękne, ale… No właśnie. ALE. To moje „ALE” najbardziej mnie zdziwiło. Ale oczy Jace’a są piękniejsze.


„Co się ze mną dzieje?” zapytałam w myślach samą siebie i mimowolnie przypomniałam sobie, jak czułam się kiedy mnie przytulił. Niestety, coś musiało wytrącić mnie ze stanu błogości. Usłyszałam, jak ktoś panicznie wykrzykuje moje imię.

*Isabelle*

-Clary! CLARY! - wrzeszczałam na całe Pandemonium. Byłam bliska płaczu, a to jest do mnie nie podobne.

Clary wybiegła z klubu. Nie dziwiłam jej się. Pobiegłam za nią, nadal panicznie wykrzykując jej imię. Stała przy furgonetce. Nie zauważyła dwóch demonów czających się za nią. 

-CLARY! CLARY! CLARY! - krzyczałam, żeby tylko zwrócić jej uwagę. Nic z tego.

Przybiegłam do niej. Chciałam jej wszystko wytłumaczyć, ale ona odwróciła się ode mnie i mnie wyminęła. Nadal nie widziała niebezpieczeństwa. Wyjęłam dwa serafickie noże z kozaków. Wyszeptałam ich imiona i celnie rzuciłam oba w gardła demonów. Na szczęście, oba rozsypały się w proszek. Spojrzałam na Clary. Stała i gapiła się na mnie z otwartą buzią. Już miałam podejść do niej i wytłumaczyć wszystko, ale, zamiast mnie podszedł do niej Simon. Przytulił ją, zaczął uspokajać, a ja stałam z boku.

-Clary... Nic się nie stało, spokojnie...

-Nic się nie stało?! - zdenerwowała się i wyrwała się z jego objęć - Nic?! To jest dla ciebie nic, kur*a?! - wskazała na demoniczny proch.

-Clary...

-Co Clary?! Isabelle zabiła dziewczynę, a ty jej nawet nie powstrzymałeś!!!!

-To nie była dziewczyna - powiedziałam cicho.

-Jak to nie?! Długie blond włosy, makijaż, cycki. To nie jest dla ciebie dziewczyna?! Jak nie dziewczyna, to co?! Słoń w zoo?!

-Demon - odpowiedziałam krótko.

-Nie ma czegoś takiego jak DEMON! - krzyczała coraz bardziej wściekła.

-To w takim razie, według ciebie, co to było?! - wskazałam na proszek.

-Zmutowane zwierzęta? - zapytała bardziej niepewnie. Chyba już się uspokoiła.

-Demony, moja droga.

-Ale... Ale... Ale... Jak? - nie mogła się wysłowić.

-Normalnie. Simon jest wampirem, ja jestem Nocnym Łowcą, tak samo jak Jace, twoja mama i ty.

-Jace...?

-Mhm.

-Chcę wracać do domu. - zażądała.

*Clary*

Przez całą drogę myślałam o tym , co się stało. Nie wierzyłam w to, ale jednak nie było innych opcji, pomijając zmutowane zwierzęta i słonie w zoo. Weszłam do domu osowiała, nawet nie zamknęłam drzwi za sobą. Umyłam się i padłam na łóżko. Ostatnimi słowami jakie przyszły mi do głowy były:
"Pieprzyć takie życie. Idę spać"

Obserwatorzy