Tańczyliśmy już dłuższą
chwilę. Jace cały czas się na mnie gapił. Czułam się coraz bardziej
zawstydzona. Myślę, że wiedział, że się tak czułam. Zauważyłam, że Simon i
Isabelle przybliżyli się do nas.
„To podejrzane…”
pomyślałam.
-Wyglądasz na lekko
podpitą po tym drinku, wiesz? – powiedział Jace.
-Hmm… Tak… - odpowiedziałam
zamyślona – Poprosiłam o byle co, tylko mocne.
- Czemu?- zapytał.
-A tak sobie. Dawno nie
piłam mocnych drinków. Same kolorowe z palemkami.
-Tak właściwie… - zaczął
Jace – To ja jeszcze nie wiem, gdzie mieszkasz.
-Na Brooklynie. Taki
ceglany domek wielorodzinny. – odpowiedziałam bez zastanowienia, a potem
zapytałam podejrzliwie – A po co ci to?
-Zamierzam cię odwiedzić
– powiedział uwodzicielsko.
-Bez mojej zgody? Bez
uprzedzenia?
-A kto powiedział, że
się nie zgodzisz? – zapytał kpiąco.
-Moja mama –
odpowiedziałam sarkastycznie.
-Co do uprzedzenia, to
nie mam jak cię powiadomić o tym, że przyjdę. Nie mam twojego numeru telefonu.
Zaśmiałam się. Nie
miałam ochoty odpowiadać. Za to rozejrzałam się i za sobą zobaczyłam tańczącą
samotnie blondwłosą dziewczynę. Obok niej stała Izzy z batem w ręku.
*Isabelle*
-Nikt nas nie widzi.
Wiesz o tym prawda? – zapytałam.
-Nie byłabym taka pewna –odpowiedziała
lafirnda.
-Dasz się zabić bez
oporu, czy mam cię zgnieść?
-Chętnie zobaczyłabym
zgniecenie.
-Chyba : POCZUŁABYŚ. – poprawiłam blondi.
-Kto to wie.
-Ja – odparłam bez
zastanowienia i wbiłam jej sztylet w serce. Rozsypała się w ciemny, srebrno –
szary proszek. Odwróciłam się, schowałam sztylet. Dopiero wtedy zorientowałam
się, że Clary wszystko widziała.
*Clary*
„Isabelle nie mogła tego
zrobić. Nie. To na pewno nie jest moja Izzy. Tylko mi się wydawało.” Myślałam gorączkowo.
-Nie wiedziałaś –
zrozumiał Jace.
-Czego nie wiedziałam?
Że moja najlepsza przyjaciółka jest zawodowym zabójcą?! – zapytałam rozgoryczona.
Za chwilę miałam się rozpłakać.
-Nie o to mi chodzi.
-To o co, do jasnej
cholery?! – krzyknęłam rozwścieczona i rozpłakałam się.
Jace, zamiast mi
odpowiedzieć, podszedł do mnie i mnie przytulił. Było mi bardzo dobrze w jego
objęciach. Ciepło, bezpiecznie. Mimo to, kiedy się uspokoiłam, wyplątałam się z
jego objęć i uciekłam. Na pożegnanie rzuciłam tylko „Cześć”. Pobiegłam w tłum
szukać Simona. Nie mogłam go znaleźć, więc wyszłam zapłakana z Pandemonium.
Potrąciłam strażnika. Oparłam się o furgonetkę Erica. Spojrzałam w gwieździste
niebo. Było piękne, ale… No właśnie. ALE.
To moje „ALE” najbardziej mnie zdziwiło. Ale oczy Jace’a są piękniejsze.
„Co się ze mną dzieje?”
zapytałam w myślach samą siebie i mimowolnie przypomniałam sobie, jak czułam
się kiedy mnie przytulił. Niestety, coś musiało wytrącić mnie ze stanu
błogości. Usłyszałam, jak ktoś panicznie wykrzykuje moje imię.
*Isabelle*
-Clary! CLARY! - wrzeszczałam na całe Pandemonium. Byłam bliska płaczu, a to jest do mnie nie podobne.
Clary wybiegła z klubu. Nie dziwiłam jej się. Pobiegłam za nią, nadal panicznie wykrzykując jej imię. Stała przy furgonetce. Nie zauważyła dwóch demonów czających się za nią.
-CLARY! CLARY! CLARY! - krzyczałam, żeby tylko zwrócić jej uwagę. Nic z tego.
Przybiegłam do niej. Chciałam jej wszystko wytłumaczyć, ale ona odwróciła się ode mnie i mnie wyminęła. Nadal nie widziała niebezpieczeństwa. Wyjęłam dwa serafickie noże z kozaków. Wyszeptałam ich imiona i celnie rzuciłam oba w gardła demonów. Na szczęście, oba rozsypały się w proszek. Spojrzałam na Clary. Stała i gapiła się na mnie z otwartą buzią. Już miałam podejść do niej i wytłumaczyć wszystko, ale, zamiast mnie podszedł do niej Simon. Przytulił ją, zaczął uspokajać, a ja stałam z boku.
-Clary... Nic się nie stało, spokojnie...
-Nic się nie stało?! - zdenerwowała się i wyrwała się z jego objęć - Nic?! To jest dla ciebie nic, kur*a?! - wskazała na demoniczny proch.
-Clary...
-Co Clary?! Isabelle zabiła dziewczynę, a ty jej nawet nie powstrzymałeś!!!!
-To nie była dziewczyna - powiedziałam cicho.
-Jak to nie?! Długie blond włosy, makijaż, cycki. To nie jest dla ciebie dziewczyna?! Jak nie dziewczyna, to co?! Słoń w zoo?!
-Demon - odpowiedziałam krótko.
-Nie ma czegoś takiego jak DEMON! - krzyczała coraz bardziej wściekła.
-To w takim razie, według ciebie, co to było?! - wskazałam na proszek.
-Zmutowane zwierzęta? - zapytała bardziej niepewnie. Chyba już się uspokoiła.
-Demony, moja droga.
-Ale... Ale... Ale... Jak? - nie mogła się wysłowić.
-Normalnie. Simon jest wampirem, ja jestem Nocnym Łowcą, tak samo jak Jace, twoja mama i ty.
-Jace...?
-Mhm.
-Chcę wracać do domu. - zażądała.
*Clary*
Przez całą drogę myślałam o tym , co się stało. Nie wierzyłam w to, ale jednak nie było innych opcji, pomijając zmutowane zwierzęta i słonie w zoo. Weszłam do domu osowiała, nawet nie zamknęłam drzwi za sobą. Umyłam się i padłam na łóżko. Ostatnimi słowami jakie przyszły mi do głowy były:
"Pieprzyć takie życie. Idę spać"
HAHA popłakałam się ze śmiech.
OdpowiedzUsuńMoja mam przed chwilą weszła do mojego pokoju i spytała co się stało, a ja jej nie mogłam odpowiedzieć. Ale ja głupia jestem xd.
Ogólnie to rozdział bajeczny.
Ehhh *u*
Pozdrawiam i zapraszam do siebie
LuCe