Co tu można zrobić?

Uwaga!

wtorek, 31 grudnia 2013

Zyczenia Noworoczne

365 szczęśliwych dni,

52 cudownych weekendów,

12 wspaniałych miesięcy,

4 kolorowych pór roku,

spełnienia marzeń

w Nowym Roku!

~życzy Annabelle

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 5

Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo przepraszam! Na święta byłam u dziadków, którzy mają słaby Internet. Napisałam tam mniej niż pół notki. Na szczęście, teraz już jestem w domu i oddaje wam (?) następny rozdział, który miał się ukazać w święta. Mam nadzieję, że wam (?) się spodoba. Komentujcie!
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się nie pamiętając, co się wczoraj wydarzyło. Nie trwało to długo. Kiedy tylko zobaczyłam, co narysowałam w nocy, złapałam się za głowę. Na ścianach, na łóżku, na komodzie, na biurku wisiały kartki z jakimiś dziwnymi znakami. Wyglądało na to, że na początku rysowałam węglem, a potem dziwnym czarnym płynem. Obejrzałam swoje palce. Były umoczone w tej dziwacznej substancji. Na dywanie była czarna plama. Pachniała krwią, ale wcale na nią nie wyglądała.

"Ciekawe, co to..." zastanawiałam się.

Wyszłam z mojego pokoju, żeby zrobić sobie śniadanie. Jocelyn nie było w kuchni.

"Dziwne. Zawsze budzi się rano, żeby zdążyć do pracy."

Zaczęłam nawoływać mamę. Nikt nie odpowiadał. Zaniepokojona, weszłam do jej sypialni. Wszystko wyglądało tak, jak zwykle. Idealnie pościelone łóżko. Kwiaty w wazonie. Jedyną różnicą była kartka położona na poduszkach. Podniosłam zwitek papieru. Rozwinęłam.

"UCIEKAJ" przeczytałam.

Natychmiast pobiegłam do pokoju Alice. Nie było jej. Zaczynałam się martwić na dobre. W łazience zobaczyłam następną karteczkę. Wzięłam. Rozwinęłam.

"DO BABCI" przeczytałam.

Otworzyłam lodówkę. Nie było w niej jedzenia, tylko kartka. Rozzłościłam się, byłam głodna. Wzięłam. Rozwinęłam.

"ZNALEŹLI NAS" przeczytałam.

Spanikowałam. Zaczęłam szukać czegokolwiek, żeby tylko zadzwonić do Isabelle. Nie pomyślałam o własnej komórce. Wybrałam numer. Nie odbierała. Simon. Simon odbierze. Zadzwoniłam. Nie odbierał.

-Cholera jasna! - wykrzyczałam na całe mieszkanie - Co ja mam teraz zrobić...?

Wybiegłam z domu. Zabrałam ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Telefon, majtki, koszulka, pieniądze i zdjęcie. Biegłam na oślep. Nie wiedziałam, że potrafię dotrzeć do starego mieszkania mojej babci. Było opuszczone przez ok. 13 lat. Pchnęłam drzwi. Nie potrzebowałam klucza. Stały otworem. Na szczęście, babcia nie wywiozła stąd mebli, kiedy przeprowadzała się na wieś. Na środku dużego pokoju stała ogromna zielona wyblakła kanapa. Rzuciłam się na nią. Odpoczywałam przez godzinę, cały czas dysząc.

Nie przyjmowałam do wiadomości zniknięcia całej mojej rodziny. Chciałam zapomnieć. Na dodatek, uważałam, że to wszystko stało się, ponieważ dowiedziałam się o tych całych "demonach". Byłam tak zmęczona całą sytuacją, że powieki miałam jak z ołowiu. Same się zamykały. Uległam.

***

Otworzyłam oczy w środku nocy. Doszłam do wniosku, że lepiej było nie zasypiać w południe. Poszłam do toalety. Oczywiście, woda była zakręcona, a prąd wyłączony. Uświadomiłam sobie, że nie wzięłam z domu dezodorantu, ani pasty do zębów. Po prostu świetnie. Zadecydowałam, że jutro wybiorę się do domu po najpotrzebniejsze przedmioty kosmetyczne i świeczki. Wyszłam z łazienki i ponownie położyłam się na wyniszczonej sofie. Gapiłam się w biały sufit.

Nagle coś zaszeleściło na dachu. Gwałtownie poderwałam się z "łoża". Wpatrywałam się w okno ze wzmożoną czujnością. Jakiś cień przeleciał nad drzewem za blokiem. Zaczynałam się bać. Co, jeśli to demon podobny do tych, które widziałam wczoraj? A może już przedwczoraj? Wtem zza framugi wyjrzały dyskretnie złote oczy. Wrzasnęłam. Przytuliłam do siebie mojego pluszowego króliczka. Głowa powoli zaczęła się wysuwać. Cicho popukała we framugę okienną. Chyba chciała, żeby jej otworzyć. Wyciągnęłam drżącą ze strachu rękę i otworzyłam okno. 

Do środka wskoczyła z wielką gracją. Zaraz. Chwila. Wszędzie poznam te oczy. Chociaż znałam je tylko od przedwczoraj...

-Jace! - wyszeptałam - Co ty tu robisz?! W środku nocy?!

-No cóż... - zaczął - Powiedziałem ci, że cię odwiedzę, nie? Należało się mnie spodziewać.

-Jestem w innym domu, bez wody, prądu i jedzenia! - mówiłam z wyrzutem - Przestraszyłeś mnie!

-Usłyszałem - odpowiedział sarkastycznie - Jestem aż taki straszny, że wrzeszczysz na mój widok?

-Jest środek nocy. Nagle zza mojego okna wyglądają złote, świecące oczy. Nie widać nic więcej. Wyglądasz jak demon. Jak mam się nie bać, po tym, co się przedwczoraj stało?! Nocą narysowałam pełno kopii tego samego znaku. Węglem i czarną krwią. - wyrzucałam z siebie wszystko, co mnie dręczyło - Na dodatek, moja mama i siostra zniknęły. Puff. I nie ma ich. Zostawiają mi dziwne karteczki w różnych miejscach w domu. "Coś" nas znalazło. Nie wiem co. 
Każą mi iść do opuszczonego mieszkania, w którym właśnie jestem. Nie wiem po co. Nic nie wiem, cholera!

-Uspokój się. Mam cię pilnować.

-Mnie? Po co?!

- Żebyś nie zrobiła czegoś głupiego, co masz w zwyczaju  - uśmiechnął się pod nosem Jace.

-Kiedy masz tu być? - zapytałam.

-Cały czas... - powiedział uwodzicielskim tonem przybliżając się do mnie.

Wpadłam w panikę. Właściwie, to sama nie wiem czemu. 

"Kur*a, ja przecież nic nie wiem! Zapomniałam."

- Więc muszę gdzieś spać... - kontynuował tym samym tonem nadal zmniejszając dystans.

-Na podłodze - powiedziałam urywając jego uwodzicielskie zapędy, po czym zaproponowałam - Opowiesz mi trochę o Nocnych Łowcach? Nie chce mi się spać.

-Dobra - zgodził się, ale był trochę zbity z tropu - Siadaj.

Usiadłam na środku kanapy. Jace usiadł obok mnie i zaczął opowiadać:

-Wiesz, że Nocni Łowcy zabijają demony. Demony to Używają do tego różnych broni. Jedną z nich są serafickie noże. Nadajemy im imiona aniołów. Mamy w sobie domieszkę krwi anioła. Dzięki temu na naszych ciałach można rysować runy, które pomagają nam w walce, uzdrawiają, ochraniają itp. Runy rysuje się stelą. Jeśli taką runę umieściłoby się na Przyziemnym, zamieniłby się w Wyklętego. Jest kodeks praw. Naszą ojczyzną jest Idris. To państwo nie jest zaznaczone na mapach Przyziemnych. Leży między Francją, a Niemcami. Jego stolicą i jedynym miastem jest Alicante, zwane też Szklanym Miastem. Istnieją wilkołaki, wampiry, czarownicy i faerie. Faerie to coś jak przyziemna wróżka, tylko bardziej przebiegła i złośliwa. Czarownicy, poza różnymi zaklęciami, mogą tworzyć bramy, czyli "portale" do różnych miejsc na Ziemi. Dzieci Nefilim, czyli Nocnych Łowców, rozpoczynają szkolenie w 11-12 roku życia. Oczywiście, zdarzają się wyjątki...

-Myślisz, że mogłabym się jeszcze uczyć? - zapytałam z nadzieją w głosie. Byłam tak zasłuchana w jego opowieść, że nie zauważyłam, że Jace stopniowo się do mnie przybliża.

-Raczej tak - powiedział dalej się przybliżając - Jesteś szybka, masz dobry refleks...- urwał i spojrzał mi głęboko w oczy - Byłabyś idealną Nocną Łowczynią.

Po tych słowach pocałował mnie. Na początku delikatnie, sprawdzał, czy go nie odepchnę. Oddałam pocałunek, wcale nie delikatnie. Przyciągnął mnie bliżej siebie i całował dalej. Kompletnie odpłynęłam. Byłam w stanie tylko oddawać pocałunki. Nagle coś uderzyło w dach. Gwałtownie odskoczyłam od Jace'a przerywając pocałunek.

-Co to było?! - zapytałam przerażona.

Jace wyjrzał przez okno i uśmiechnął się pod nosem.

-But - odpowiedział.

-But?! - powtórzyłam zniecierpliwiona - Jaja sobie ze mnie robisz?!

-Mógłbym, ale nie. Spójrz.

To rzeczywiście był but. Na obcasie, czerwony. Spadł na dach garażu. Zaraz po nim, z okna wyżej, wyleciał stanik. Odwróciłam wzrok. Patrzyłam na Jace'a. Po chwili on też zaczął się mi przyglądać. W jego oczach było widać rozbawienie, ale także podniecenie. 

- To gdzie mam spać? - zapytał figlarnym tonem.

-Już mówiłam. Na podłodze.

Po tych słowach wyszłam z mieszkania i usiadłam obok drzwi. Oparłam się o ścianę policzkiem, żeby złagodzić rumieńce. Zastanawiałam się, co tak właściwie przed chwilą się stało. Chyba mam to ostatnio w zwyczaju.

czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział 4

Tańczyliśmy już dłuższą chwilę. Jace cały czas się na mnie gapił. Czułam się coraz bardziej zawstydzona. Myślę, że wiedział, że się tak czułam. Zauważyłam, że Simon i Isabelle przybliżyli się do nas.

„To podejrzane…” pomyślałam.

-Wyglądasz na lekko podpitą po tym drinku, wiesz? – powiedział Jace.

-Hmm… Tak… - odpowiedziałam zamyślona – Poprosiłam o byle co, tylko mocne.

- Czemu?- zapytał.

-A tak sobie. Dawno nie piłam mocnych drinków. Same kolorowe z palemkami.

-Tak właściwie… - zaczął Jace – To ja jeszcze nie wiem, gdzie mieszkasz.

-Na Brooklynie. Taki ceglany domek wielorodzinny. – odpowiedziałam bez zastanowienia, a potem zapytałam podejrzliwie – A po co ci to?

-Zamierzam cię odwiedzić – powiedział uwodzicielsko.

-Bez mojej zgody? Bez uprzedzenia?

-A kto powiedział, że się nie zgodzisz? – zapytał kpiąco.

-Moja mama – odpowiedziałam sarkastycznie.

-Co do uprzedzenia, to nie mam jak cię powiadomić o tym, że przyjdę. Nie mam twojego numeru telefonu.

Zaśmiałam się. Nie miałam ochoty odpowiadać. Za to rozejrzałam się i za sobą zobaczyłam tańczącą samotnie blondwłosą dziewczynę. Obok niej stała Izzy z batem w ręku.

*Isabelle*

-Nikt nas nie widzi. Wiesz o tym prawda? – zapytałam.

-Nie byłabym taka pewna –odpowiedziała lafirnda.

-Dasz się zabić bez oporu, czy mam cię zgnieść?

-Chętnie zobaczyłabym zgniecenie.

-Chyba : POCZUŁABYŚ. – poprawiłam blondi.

-Kto to wie.

-Ja – odparłam bez zastanowienia i wbiłam jej sztylet w serce. Rozsypała się w ciemny, srebrno – szary proszek. Odwróciłam się, schowałam sztylet. Dopiero wtedy zorientowałam się, że Clary wszystko widziała.

*Clary*

„Isabelle nie mogła tego zrobić. Nie. To na pewno nie jest moja Izzy. Tylko mi się wydawało.” Myślałam gorączkowo.

-Nie wiedziałaś – zrozumiał Jace.

-Czego nie wiedziałam? Że moja najlepsza przyjaciółka jest zawodowym zabójcą?! – zapytałam rozgoryczona. Za chwilę miałam się rozpłakać.

-Nie o to mi chodzi.

-To o co, do jasnej cholery?! – krzyknęłam rozwścieczona i rozpłakałam się.

Jace, zamiast mi odpowiedzieć, podszedł do mnie i mnie przytulił. Było mi bardzo dobrze w jego objęciach. Ciepło, bezpiecznie. Mimo to, kiedy się uspokoiłam, wyplątałam się z jego objęć i uciekłam. Na pożegnanie rzuciłam tylko „Cześć”. Pobiegłam w tłum szukać Simona. Nie mogłam go znaleźć, więc wyszłam zapłakana z Pandemonium. Potrąciłam strażnika. Oparłam się o furgonetkę Erica. Spojrzałam w gwieździste niebo. Było piękne, ale… No właśnie. ALE. To moje „ALE” najbardziej mnie zdziwiło. Ale oczy Jace’a są piękniejsze.


„Co się ze mną dzieje?” zapytałam w myślach samą siebie i mimowolnie przypomniałam sobie, jak czułam się kiedy mnie przytulił. Niestety, coś musiało wytrącić mnie ze stanu błogości. Usłyszałam, jak ktoś panicznie wykrzykuje moje imię.

*Isabelle*

-Clary! CLARY! - wrzeszczałam na całe Pandemonium. Byłam bliska płaczu, a to jest do mnie nie podobne.

Clary wybiegła z klubu. Nie dziwiłam jej się. Pobiegłam za nią, nadal panicznie wykrzykując jej imię. Stała przy furgonetce. Nie zauważyła dwóch demonów czających się za nią. 

-CLARY! CLARY! CLARY! - krzyczałam, żeby tylko zwrócić jej uwagę. Nic z tego.

Przybiegłam do niej. Chciałam jej wszystko wytłumaczyć, ale ona odwróciła się ode mnie i mnie wyminęła. Nadal nie widziała niebezpieczeństwa. Wyjęłam dwa serafickie noże z kozaków. Wyszeptałam ich imiona i celnie rzuciłam oba w gardła demonów. Na szczęście, oba rozsypały się w proszek. Spojrzałam na Clary. Stała i gapiła się na mnie z otwartą buzią. Już miałam podejść do niej i wytłumaczyć wszystko, ale, zamiast mnie podszedł do niej Simon. Przytulił ją, zaczął uspokajać, a ja stałam z boku.

-Clary... Nic się nie stało, spokojnie...

-Nic się nie stało?! - zdenerwowała się i wyrwała się z jego objęć - Nic?! To jest dla ciebie nic, kur*a?! - wskazała na demoniczny proch.

-Clary...

-Co Clary?! Isabelle zabiła dziewczynę, a ty jej nawet nie powstrzymałeś!!!!

-To nie była dziewczyna - powiedziałam cicho.

-Jak to nie?! Długie blond włosy, makijaż, cycki. To nie jest dla ciebie dziewczyna?! Jak nie dziewczyna, to co?! Słoń w zoo?!

-Demon - odpowiedziałam krótko.

-Nie ma czegoś takiego jak DEMON! - krzyczała coraz bardziej wściekła.

-To w takim razie, według ciebie, co to było?! - wskazałam na proszek.

-Zmutowane zwierzęta? - zapytała bardziej niepewnie. Chyba już się uspokoiła.

-Demony, moja droga.

-Ale... Ale... Ale... Jak? - nie mogła się wysłowić.

-Normalnie. Simon jest wampirem, ja jestem Nocnym Łowcą, tak samo jak Jace, twoja mama i ty.

-Jace...?

-Mhm.

-Chcę wracać do domu. - zażądała.

*Clary*

Przez całą drogę myślałam o tym , co się stało. Nie wierzyłam w to, ale jednak nie było innych opcji, pomijając zmutowane zwierzęta i słonie w zoo. Weszłam do domu osowiała, nawet nie zamknęłam drzwi za sobą. Umyłam się i padłam na łóżko. Ostatnimi słowami jakie przyszły mi do głowy były:
"Pieprzyć takie życie. Idę spać"

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 3

W Pandemonium było duszno. Bardzo. Na szczęście nie mam problemów z oddychaniem, bo już dawno bym zemdlała. Puściłam rękę Simona. Zostawiłam go samego z Isabelle. To był chyba dobry pomysł. Podeszłam do baru i zamówiłam drinka. Podała mi go skąpo ubrana brunetka.
„To jest chyba barmanka. Chociaż… Sama nie wiem jak się ubierają barmanki, ale na pewno nie aż tak skąpo…” pomyślałam pijąc drinka. Był słodki, dało się w nim wyczuć cytrusową nutę. Zaczęłam się rozglądać, właściwie bez powodu. Zauważyłam, że na końcu baru siedział złotowłosy chłopak, którego widziałam na ulicy. Miałam ochotę do niego podejść, ale się powstrzymałam. Odwróciłam wzrok.
*W TYM SAMYM CZASIE*
**Isabelle**
-Simon, musimy jej powiedzieć- oznajmiłam nagle, kiedy Clary odeszła od nas do baru.

-Co?-zapytał jak dureń.

-Wiesz co. Nie ma jej, możesz mówić.

-Izzy, skoro Jocelyn jej nie powiedziała, to my też nie powinniśmy…-chciał zacząć wykład, ale mu przerwałam:

-Simon! Ta decyzja nie należy do Jocelyn.

-Jak nie do niej to do kogo?

-Do Clary. Jeśli jej powiemy, a ona uzna, że nie chce mieć z naszym światem nic wspólnego, to zaprowadzimy ją do Cichych Braci albo do Magnusa, żeby wymazał jej pamięć tak jak przedtem.-zaczęłam argumentować swoje zdanie.

-Może masz rację. Ale jak ona przyjmie to, że jestem wampirem?

-Przeżyje. Poza tym ona już coś podejrzewa. Wie, że w Instytucie, jak ona na to mówi w szkole z internatem, nie ma więcej małolatów, tylko ja i Max.-odpowiedziałam- Alec już jest przecież dorosły, miał urodziny w zeszłym miesiącu. Dobrze, że nie była przy mnie, kiedy zdejmowałam buty. Sztylet mi wypadł.

-Isabelle. Uspokój się.-powiedział Simon.

-Ale...! – Simon położył mi palec na ustach uniemożliwiając dalsze mówienie. Zamarłam.

-Cicho.-uśmiechnął się widząc moją reakcję.
                                                        
-Jeszcze nie powiedziałam wszystkiego - strąciłam jego palec. Zezłościłam się.
-W takim razie co masz jeszcze do powiedzenia? – zapytał zniecierpliwiony Simon.

-Widziałam Jace’a.

-Kto to jest?- zapytał tym razem zaciekawiony.

-To mój przyszywany brat. Był u nas w Instytucie od dziesiątego roku życia, ale 2 lata temu powiedział, że go wszystko przerasta i wyjechał do Instytutu w Idrisie. To było wtedy, kiedy przygotowywał się do ceremonii parabatai z Alec’iem.

-Już pamiętam. Zostawił zrozpaczonych opiekunów i trenerów. Był jednym z najlepszych uczniów. Także jednym z największych flirciarzy w mieście.

-Tak, a ja dzisiaj widziałam go na ulicy.-dokończyłam.

-Isabelle…-zaczął niespokojnie Simon.

-Co?

-Czy to nie Jace siedzi przy tym barze, co Clary?

-Że co?!-wrzasnęłam.

Wszyscy dookoła zaczęli się na nas dziwnie gapić. Na szczęście, Clary nie zwróciła uwagi na wrzaski. Gapiła się na Jace’a. Nie byłam w stanie zobaczyć jak. Za to widziałam jak Jace się na nią patrzy. Wyraźnie mu się podobała.

**Clary**
Odstawiłam pustą szklankę na ladę. Rzuciłam szybkie spojrzenie na nieznajomego chłopaka. Zauważyłam, że się na mnie patrzy. Natychmiast odwróciłam się i schowałam głowę w rudych lokach. Zrobiło mi się głupio. Nagle poczułam jak ktoś dotyka delikatnie mojego ramienia.

-Co chcesz, Simon?

-Chcę z tobą zatańczyć. I nie mam na imię Simon.-powiedział ironicznie najbardziej uwodzicielski męski głos na świecie – Jestem Jace.

-Clary.- zdążyłam odwrócić głowę. Zobaczyłam chłopaka ze złotymi włosami. Okazało się, że jego oczy są takiego samego koloru.

-Ładne imię. Clarissa. – popatrzył na mnie i uśmiechnął się zawadiacko – To zatańczysz?

-Jasne- odpowiedziałam twierdząco.

Jace wziął mnie za rękę z taką samą delikatnością jak wcześniej i zaprowadził mnie na parkiet.
**Isabelle**
-Ty to widzisz?-zapytałam oszołomiona.

-Widzę, ale nie wierzę.-oparł równie oszołomiony Simon.

-To się nie dzieje naprawdę. – powiedziałam.

-Chyba musimy w to uwierzyć.

"Po prostu nie wierzę. Jace zaprosił Clary do tańca. Będziemy mieli przez to kłopoty. Ktoś może pomyśleć, że to nie jest problem. Ale dla nas tak. Jace może jej powiedzieć, że jest Nocnym Łowcą tak samo, jak ja, Alec, Max i on sam. Chociaż… Trzeba mieć nadzieję, że on nie domyśla się kim ona jest. Może myśli, że jest zwykłą Przyziemną…  Nie. Gdyby tak myślał nie wykazywałby takiego zainteresowania jej osobą."

-Myślisz, że możemy ich podsłuchiwać?- zapytałam zaniepokojona.

-Clary by sobie tego nie życzyła.

-Nie chodzi mi o to, czy Clary by sobie tego życzyła, tylko, czy to może się nam to przydać.-powiedziałam.

-Nie uważam, żeby to było właściwe.


-Trudno. Chodź idziemy. –pociągnęłam Simona za sobą na parkiet.

-------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam x3!
Miałam to wstawić w zeszłą niedzielę, ale jakoś nie wyszło.
Mam nadzieję, że się podoba :)
Komentujcie! <3

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 2

Stałam przed lustrem w swoim pokoju. Wpatrywałam się w nie zamyślonym wzrokiem. Instynktownie zaczęłam bawić się włosami, jak wtedy kiedy byłam małym dzieckiem: nakręcałam rudy lok na palec, a potem puszczałam. Bardzo mi się to podobało. Nagle się otrząsnęłam. Szybko puściłam kosmyk włosów i zaczęłam przeszukiwać czarną szafę. Przerzucałam wszystko z miejsca na miejsce i zaczynałam się denerwować, bo nie mogłam znaleźć sobie czegoś na ten wieczór. Kiedy wyrzuciłam już całą zawartość mojej szafy, uznałam, że skoro nie wiem co założyć, to zadzwonię do Isabelle. Wykręciłam jej numer i zaczęłam niecierpliwie tupać nogą. Na szczęście odebrała.

-Halo?- odezwał się znajomy, damski głos.

-Cześć, Izzy. To ja, Clary. –przywitałam się.

-Jasne, od razu wiedziałam, że to ty. W czym jest problem? – zapytała niecierpliwie.

-Nie wiem co na siebie włożyć.

- Już jadę. –powiedziała i rozłączyła się.

To właśnie w niej kocham. Gotowość do działania.

* * *

Usłyszałam lekko natarczywe pukanie do drzwi mieszkania. Prędko pobiegłam otworzyć. Tak jak myślałam, w drzwiach stała przemoczona Isabelle. Pewnie zapomniała parasolki.

-Dobrze, że już jesteś – powiedziałam, zamiast powitania.

- Nie powiesz mi nawet „Cześć”? – zapytała zirytowana – Przejechałam pół Nowego Jorku, żeby pomóc ci się ubrać. Na dodatek zmoczyłam fryzurę – dodała żałośnie.

-Och, nie marudź – odpowiedziałam i pociągnęłam ją za sobą, ale stawiała opór – Czemu nie idziesz?

-Mam brudne buty – oznajmiła już bardziej sympatycznie– Zdejmę je.

-Idę do siebie. Chyba mnie znajdziesz?

-Jasne – odparła Izzy zdejmując mokre buty.

Odwróciłam się na pięcie i dosłownie pognałam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i zorientowałam się, że Isabelle nie będzie miała, gdzie nogi postawić pośród tego bałaganu. Pochyliłam się i podniosłam tyle ciuchów, ile się dało. Prawie się przewróciłam. Nie stało się to tylko dlatego, że zdążyłam podeprzeć się o łóżko.

Izzy wparowała do pokoju jak burza. Kazała mi usiąść i umalować, a ona sama zaczęła robić to, co ja wcześniej, czyli przerzucać całą zawartość mojej szafy. Z tą różnicą, że ona zabrała się do tego z większą parą; Widać było, że sprawie jej to przyjemność. W końcu wygrzebała stamtąd bardzo krótką czarną sukienkę, nową, czerwoną marynarkę i rajstopy z suwakami. Rzuciła to w moją stronę. Złapałam i poszłam przebrać się do łazienki.

-Zapomniałam o butach! – krzyknęła Isabelle wrzucając do środka czerwone szpilki.

-W tym da się w ogóle tańczyć? – zapytałam ironicznie.

-Jasne, że się da. Trzeba tylko trochę poćwiczyć. – odkrzyknęła.

Wyglądałam naprawdę nieziemsko. Okazało się, ze sukienka nie jest wcale aż tak krótka jak  mi się wydawało, a rajstopy niesamowicie wydłużają moje nogi. W szpilkach nie byłam bardzo niska, tylko średniego wzrostu. Marynarka dodawała mi uroku.

Wyszłam z łazienki pewnym krokiem, żeby zaprezentować się Izzy. Nie patrzyła na mnie tylko szukała odpowiedniej biżuterii. Musiałam ją 3 razy zawołać, żeby się odwróciła i oceniła efekty swojej pracy.

-Wyglądasz olśniewająco. – powiedziała, jakby to było oczywiste. No cóż, dla mnie nie było.

-Dziękuję.

-Teraz tylko muszę cię uczesać, poprawić makijaż, dobrać biżuterię, pomalować paznokcie…-zaczęła wyliczać wszystko, co jeszcze „musiała” zrobić.

-Dobrze – przerwałam jej wywód i westchnęłam – Tylko się pospiesz.

* * *

Stałam w przedpokoju starając się nie wywrócić podczas zakładania czerwonych szpilek, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zawołałam Isabelle, żeby otworzyła. Ja nie chciałam stracić równowagi. Okazało się, że to Simon.

-Cześć!- krzyknęłam z przedpokoju.

-Hej. – przywitał się, a potem powiedział nieśmiało – Ładnie wyglądasz.

-Dzięki. –odpowiedziałam.

-Idziemy już?-zapytała zniecierpliwiona Izzy.

-Ok.

-W takim razie chodźmy, moje panie.-powiedział wesoło Simon, a my zaczęłyśmy się śmiać, kiedy wziął nas pod ramię i szybko wyprowadził z mieszkania. Zdążyłam tylko krzyknąć:

-Mamo, wychodzę!

-Dobrze, kochanie!-usłyszałam przyciszony głos Jocelyn z kuchni.

Simon zabrał nas do swojej starej furgonetki, która, na szczęście została wcześniej umyta. Tak właściwie, to nie był to samochód Simona tylko Erica, przyjaciela Simona, który grał z nim razem  w zespole rockowym „Ogrodowe Gnomy”. Ta nazwa ciągle się zmienia, przez co wiele osób nie może znaleźć ich muzyki w internecie, nawet jeśli by się im spodobała. Wsiadłyśmy do furgonetki, a Simon zamknął za nami drzwi.

„Prawdziwy dżentelmen” pomyślałam rozbawiona. Izzy najwyraźniej pomyślała to samo, ale jej się to pewnie jeszcze bardziej podoba.

Siedzenia skrzypiały. Dało się wyczuć sprężyny wystające z poduszek*. Nie kręciłyśmy się, ale było nam bardzo niewygodnie. Mimo wszystko, uznałyśmy, że nie powiemy nic Simonowi. Wydawał się taki szczęśliwy.

-Simon?-zapytałam.

-Tak?-odpowiedział jak dżentelmen.

-Daleko jeszcze?-zadałam takie samo pytanie jak osioł ze Shreka.

-Kilka minut.

Zajęłam się patrzeniem przez szybę. Znowu starałam się patrzeć na ludzi. Wśród tłumu udało mi się zobaczyć chłopaka. Miał niesamowite złote włosy. Niestety, za chwilę przejechaliśmy obok i nie mogłam już dłużej na niego patrzeć. Miałam dziwne wrażenie, że Isabelle go zna. Nie wiem skąd, nigdy nie widziałam go w jej „szkole z internatem”. Simon zaparkował niedaleko Pandemonium i wyszedł szybko, aby otworzyć nam drzwi. Najpierw wysiadła Izzy, potem ja od drugiej strony. Nagle Simon powiedział do nas po angielsku:

-I wish your life be like toilet paper. Long and useful*.

Zaczęłyśmy się tak strasznie śmiać, że Simon musiał nas podtrzymać, żebyśmy nie upadły. To by była dopiero katastrofa. Isabelle by się wściekła, a ja byłabym po prostu smutna. Mi nie zależało na tym wyjściu, chciałam tylko dobrze się bawić. Simon poprowadził nas pod drzwi klubu. O dziwo, nie było kolejki. Ochroniarz nas wpuścił bez żadnych pytań, tylko zawołał za nami złowieszczo:


-Witamy w Pandemonium!


--------------------------------------------------------------------------------------------
Oto kolejny rozdział mam nadzieję, że się podoba.
Chciałabym pozdrowić LuCe, która jako pierwsza napisała mi komentarz ;)

Dało się wyczuć sprężyny wystające z poduszek. - Chodzi o takie poduszki, które czasem się kładzie w samochodach. Mają one sprężyny.

I wish your life be like toilet paper. Long and useful. - Życzę ci, aby twoje życie było jak papier toaletowy. Długie i użyteczne.

Komentujcie :)

wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 1

-Jestem Clary. Dokładniej Clarissa Adele Morgenstern. Co do nazwiska nie jestem pewna. Mam 16 lat. Jestem wysoką blondynką o ponętnych kształtach.- przeczytałam tekst ze swojego pamiętnika i od razu usłyszałam słowa krytyki - Co mówisz, Simon? Nie mogę napisać, że jestem blondynką? Czemu?
-Bo to nie jest prawda, Clary. – krzyknął Simon tak głośno, że musiałam zatkać uszy.
-Ok, ok. – powiedziałam zrezygnowana i zirytowałam się – Ale będę musiała napisać wszystko od początku… !
-No trudno. – odkrzyknęła rozbawiona tą sytuacją Isabelle.
Przewróciłam różową stronę i zaczęłam pisać :
„Nazywam się Clarissa Adele Morgenstern. Co do nazwiska nie jestem pewna. Mam 16 lat. Jestem niska, ruda, mam zielone oczy. Wcale nie mam ponętnych kształtów. Nic, zero. Mam młodszą siostrę, Alice. Moi przyjaciele (Simon, Izzy i Maia) bardzo lubią się z nią bawić.

Simon… ma ciężkie życie. Ma 17 lat. Jest bardzo zabawny na swój sposób, dla niektórych dziewczyn niesamowicie atrakcyjny. Ma ciemne włosy i oczy. Niedawno namówiłam go na soczewki. W okularach wyglądał strasznie. Jego mama wyrzuciła go z domu kilka tygodni temu. Simon mówi, że się po prostu rozzłościła, ale ja nie wiem, czy rozzłoszczeni ludzie mówią swoim dzieciom, że mają się wynosić. Teraz Simon mieszka w sierocińcu na obrzeżach miasta. Zaproponowałam mu, żeby się do nas wprowadził, chociaż na chwilę, ale odmówił. Powiedział, że nie chce sprawiać kłopotu. Tak się cieszyłam… Nawet Jocelyn się zgodziła. Co z tego, że Luke nie był przychylny mojemu pomysłowi? To przecież mama tu rządzi.


Izzy mieszka w szkole z internatem. To znaczy, ja uważam, że to szkoła z internatem, ona mówi, że to nie jest szkoła z internatem. Nie do końca. Ma 17 lat. Jest ciemnowłosa, ma szare oczy, pełne usta. Jest uzależniona od makijażu i malowania paznokci. Kiedy idzie ulicą, każdy chłopak się za nią ogląda. Jest nieco nerwowa, ale również bardzo sympatyczna. Na początku nieufna, ale jeśli kogoś polubi natychmiast staje się milutka. Czasem bywa natarczywa. Ma dwóch braci, Aleca i Maxa. Alec… Nie jest najsympatyczniejszym chłopakiem w mieście, natomiast Max, jako, że jest jeszcze dzieckiem, dla wszystkich jest miły, grzeczny itp. Itd. Ich rodzice planują rozwód. Maryse, mama Isabelle, Aleca i Maxa, dowiedziała się, że Robert, ich ojciec, zdradza ją z Natalie Blackhorn. Bardzo podoba jej się Simon, ona jemu też, ale Maia również mu się podoba, oczywiście z wzajemnością. Simon nie wie, która bardziej mu się podoba. Nie potrafi wybrać, przez co Izzy zaczyna powoli nienawidzić Mai.


Maia to bardzo ufna i sympatyczna dziewczyna. Ma 16 lat. Chodzi ze mną do klasy. Mieszka w tym samym sierocińcu, co Simon. Straciła rodziców i brata kiedy miała 3 lata. Podobno zginęli w wypadku samochodowym. Ona jako jedyna uratowała się z wypadku. Ma ciemne włosy, oczy i śniadą karnację. Bardzo rzadko się maluje. Czasami zachowuje się bardzo tajemniczo. Jakby wiedziała o czymś, czego ja nie wiem… Przez to czuję się niezręcznie, kiedy na mnie patrzy, tym swoim przeszywającym wzrokiem. To się jednak rzadko zdarza. Na szczęście. Jej zainteresowanie Simonem chyba nigdy nie spadnie. Bardzo denerwuje Isabelle swoimi znaczącymi spojrzeniami rzucanymi do Simona.”


„No to chyba na tyle…” pomyślałam, a powiedziałam – Gotowe!

-Mogę przeczytać? – zapytał się Simon z uśmiechem na ustach.

-Nie.

-Czemu? – popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.


-Myślisz, że dziewczyny pokazują swoje tajemnice pierwszemu lepszemu chłopakowi? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.


-Nie. – zrezygnował.

- No to sam widzisz – powiedziałam, wpatrując się w widok za oknem.

-Na co się patrzysz?-powiedział wesoło. Najwyraźniej nie popsułam mu humoru.

-Na ludzi.


-A co w nich jest ciekawego?-zapytał zaintrygowany Simon.


-Po prostu dziwi mnie to, że kiedyś umieli się na siebie rzucać na ulicy bez powodu – zamyśliłam się – Albo to, że teraz Afroamerykani są traktowani normalnie, a nie jak śmieci. Nie, żebym była rasistką, czy coś.

Wpatrując się w widok za oknem, starałam się zapomnieć o tym, że ojciec nas zostawił. Bardzo źle się z tym czułam. Szczególnie dlatego, że miałam poczucie winy z tego powodu. Tata wziął rozwód z mamą 2 lata temu, Alice miała wtedy rok, a ja 14 lat. Przechodziłam bardzo buntowniczy okres i zdarzało mi się pokłócić z rodzicami. Pewnego dnia zobaczyłam tatę na ulicy całującego się z jakąś lafiryndą. Nie chciałam mówić mamie o tym, co widziałam. Wiedziałam, jak bardzo Jocelyn go kocha. Załamałaby się. Kiedy pokłóciłam się z ojcem o to, czy mogę nie iść do szkoły wymsknęło mi się, że widziałam go z tą babą i jak mi nie pozwoli zostać w domu, to powiem Jocelyn. Ojciec zbladł i wybiegł pędem z kuchni. Wyjął walizkę i zaczął się pakować. Po pięciu minutach był gotowy. Wyminął mnie w drzwiach i wyszedł. Wrócił już tylko raz, żeby powiadomić Jocelyn, że złożył podanie o rozwód do sądu. Nigdy więcej go nie widziałam.


Z zamyślenia wyrwał mnie Simon, który usiadł obok mnie na parapecie i zapytał:
-Idziemy dzisiaj wieczorem do Pandemonium?
-Z dziewczynami, czy bez? – zainteresowałam się.


Bardzo chętnie bym się gdzieś wybrała, ale jeśli będę sama z Simonem jest możliwe, że będę się lekko krępować. Simon chyba myśli, że ja nie widzę jego tęsknych spojrzeń na mnie, pomimo tego, że już mu kiedyś powiedziałam, że nie będę jego dziewczyną…
-Jak chcesz. – Simon pozostawił sprawę w moich rękach, spodobało mi się to.


-Tylko Isabelle – zadecydowałam.
-Ok. – odpowiedział – To widzimy się wieczorem?
- Jasne – zgodziłam się, a po chwili dodałam – Idę powiedzieć Izzy.




Przepraszam za zmianę czcionki w akapicie o ojcu Clary i zmianę formatowania pod koniec.
Mam nadzieję, że się podobało :)
Piszcie komentarze!

Koniczynka M.



poniedziałek, 18 listopada 2013

Prolog

Spotkałam dzisiaj kogoś,
Mężczyznę.

Miał złote włosy,
Oczy też.

Miał spokój w oczach,
A może tylko mi się wydawało?

Na plecach miał skrzydła.
Złote.

Spotkałam dzisiaj kogoś.

Spotkałam anioła.

--------------------------------------------------------------------------------------------------
Slicznie prosze o komentarze :)
Piszcie, czy wam sie podoba.
Niestety nadal cierpie na brak polskich znakow.
Jestem chora wiec jest mozliwe, ze jutro pojawi sie rozdzial pierwszy :)

Powitanie

To bedzie blog-opowiadanie-inna historia z Darow Aniola.
To mój pierwszy blog, wiec prosze o wyrozumialosc. :)
Juz dzisiaj pojawi sie prolog.
Uznalam, ze tlo pasuje do zainteresowan Clary, ale mam w planach je zmienic.
Dziekuje za wszystkie komentarze i przepraszam za chwilowy brak polskich znakow :(

Obserwatorzy