Stałam przed lustrem w swoim pokoju. Wpatrywałam się w nie zamyślonym
wzrokiem. Instynktownie zaczęłam bawić się włosami, jak wtedy kiedy byłam małym
dzieckiem: nakręcałam rudy lok na palec, a potem puszczałam. Bardzo mi się to
podobało. Nagle się otrząsnęłam. Szybko puściłam kosmyk włosów i zaczęłam
przeszukiwać czarną szafę. Przerzucałam wszystko z miejsca na miejsce i
zaczynałam się denerwować, bo nie mogłam znaleźć sobie czegoś na ten wieczór.
Kiedy wyrzuciłam już całą zawartość mojej szafy, uznałam, że skoro nie wiem co
założyć, to zadzwonię do Isabelle. Wykręciłam jej numer i zaczęłam
niecierpliwie tupać nogą. Na szczęście odebrała.
-Halo?- odezwał się znajomy, damski głos.
-Cześć, Izzy. To ja, Clary. –przywitałam się.
-Jasne, od razu wiedziałam, że to ty. W czym jest problem? – zapytała niecierpliwie.
-Nie wiem co na siebie włożyć.
- Już jadę. –powiedziała i rozłączyła się.
To właśnie w niej kocham. Gotowość do działania.
* * *
Usłyszałam lekko
natarczywe pukanie do drzwi mieszkania. Prędko pobiegłam otworzyć. Tak jak
myślałam, w drzwiach stała przemoczona Isabelle. Pewnie zapomniała parasolki.
-Dobrze, że już jesteś –
powiedziałam, zamiast powitania.
- Nie powiesz mi nawet „Cześć”? – zapytała zirytowana – Przejechałam pół
Nowego Jorku, żeby pomóc ci się ubrać. Na dodatek zmoczyłam fryzurę – dodała żałośnie.
-Och, nie marudź – odpowiedziałam i pociągnęłam ją za sobą, ale stawiała
opór – Czemu nie idziesz?
-Mam brudne buty – oznajmiła już bardziej sympatycznie– Zdejmę je.
-Idę do siebie. Chyba mnie znajdziesz?
-Jasne – odparła Izzy zdejmując mokre buty.
Odwróciłam się na pięcie i dosłownie pognałam do swojego pokoju. Otworzyłam
drzwi i zorientowałam się, że Isabelle nie będzie miała, gdzie nogi postawić
pośród tego bałaganu. Pochyliłam się i podniosłam tyle ciuchów, ile się dało.
Prawie się przewróciłam. Nie stało się to tylko dlatego, że zdążyłam podeprzeć
się o łóżko.
Izzy wparowała do pokoju jak burza. Kazała mi usiąść i umalować, a ona sama
zaczęła robić to, co ja wcześniej, czyli przerzucać całą zawartość mojej szafy.
Z tą różnicą, że ona zabrała się do tego z większą parą; Widać było, że sprawie
jej to przyjemność. W końcu wygrzebała stamtąd bardzo krótką czarną sukienkę,
nową, czerwoną marynarkę i rajstopy z suwakami. Rzuciła to w moją stronę.
Złapałam i poszłam przebrać się do łazienki.
-Zapomniałam o butach! – krzyknęła Isabelle wrzucając do środka czerwone
szpilki.
-W tym da się w ogóle tańczyć? – zapytałam ironicznie.
-Jasne, że się da. Trzeba tylko trochę poćwiczyć. – odkrzyknęła.
Wyglądałam naprawdę nieziemsko. Okazało się, ze sukienka nie jest wcale aż
tak krótka jak mi się wydawało, a
rajstopy niesamowicie wydłużają moje nogi. W szpilkach nie byłam bardzo niska,
tylko średniego wzrostu. Marynarka dodawała mi uroku.
Wyszłam z łazienki pewnym krokiem, żeby zaprezentować się Izzy. Nie
patrzyła na mnie tylko szukała odpowiedniej biżuterii. Musiałam ją 3 razy
zawołać, żeby się odwróciła i oceniła efekty swojej pracy.
-Wyglądasz olśniewająco. – powiedziała, jakby to było oczywiste. No cóż,
dla mnie nie było.
-Dziękuję.
-Teraz tylko muszę cię uczesać, poprawić makijaż, dobrać biżuterię,
pomalować paznokcie…-zaczęła wyliczać wszystko, co jeszcze „musiała” zrobić.
-Dobrze – przerwałam jej wywód i westchnęłam – Tylko się pospiesz.
* * *
Stałam w przedpokoju starając się nie wywrócić podczas zakładania
czerwonych szpilek, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zawołałam Isabelle, żeby
otworzyła. Ja nie chciałam stracić równowagi. Okazało się, że to Simon.
-Cześć!- krzyknęłam z przedpokoju.
-Hej. – przywitał się, a potem powiedział nieśmiało – Ładnie wyglądasz.
-Dzięki. –odpowiedziałam.
-Idziemy już?-zapytała zniecierpliwiona Izzy.
-Ok.
-W takim razie chodźmy, moje panie.-powiedział wesoło Simon, a my zaczęłyśmy
się śmiać, kiedy wziął nas pod ramię i szybko wyprowadził z mieszkania.
Zdążyłam tylko krzyknąć:
-Mamo, wychodzę!
-Dobrze, kochanie!-usłyszałam przyciszony głos Jocelyn z kuchni.
Simon zabrał nas do swojej starej furgonetki, która, na szczęście została
wcześniej umyta. Tak właściwie, to nie był to samochód Simona tylko Erica,
przyjaciela Simona, który grał z nim razem
w zespole rockowym „Ogrodowe Gnomy”. Ta nazwa ciągle się zmienia, przez
co wiele osób nie może znaleźć ich muzyki w internecie, nawet jeśli by się im
spodobała. Wsiadłyśmy do furgonetki, a Simon zamknął za nami drzwi.
„Prawdziwy dżentelmen” pomyślałam rozbawiona. Izzy najwyraźniej pomyślała
to samo, ale jej się to pewnie jeszcze bardziej podoba.
Siedzenia skrzypiały. Dało się wyczuć sprężyny wystające z poduszek*. Nie
kręciłyśmy się, ale było nam bardzo niewygodnie. Mimo wszystko, uznałyśmy, że
nie powiemy nic Simonowi. Wydawał się taki szczęśliwy.
-Simon?-zapytałam.
-Tak?-odpowiedział jak dżentelmen.
-Daleko jeszcze?-zadałam takie samo pytanie jak osioł ze Shreka.
-Kilka minut.
Zajęłam się patrzeniem przez szybę. Znowu starałam się patrzeć na ludzi.
Wśród tłumu udało mi się zobaczyć chłopaka. Miał niesamowite złote włosy. Niestety,
za chwilę przejechaliśmy obok i nie mogłam już dłużej na niego patrzeć. Miałam
dziwne wrażenie, że Isabelle go zna. Nie wiem skąd, nigdy nie widziałam go w
jej „szkole z internatem”. Simon zaparkował niedaleko Pandemonium i wyszedł
szybko, aby otworzyć nam drzwi. Najpierw wysiadła Izzy, potem ja od drugiej
strony. Nagle Simon powiedział do nas po angielsku:
-I wish your life be like toilet paper. Long and useful*.
Zaczęłyśmy się tak strasznie śmiać, że Simon musiał nas podtrzymać, żebyśmy
nie upadły. To by była dopiero katastrofa. Isabelle by się wściekła, a ja
byłabym po prostu smutna. Mi nie zależało na tym wyjściu, chciałam tylko dobrze
się bawić. Simon poprowadził nas pod drzwi klubu. O dziwo, nie było kolejki.
Ochroniarz nas wpuścił bez żadnych pytań, tylko zawołał za nami złowieszczo:
-Witamy w Pandemonium!
--------------------------------------------------------------------------------------------
Oto kolejny rozdział mam nadzieję, że się podoba.
Chciałabym pozdrowić LuCe, która jako pierwsza napisała mi komentarz ;)
Dało się wyczuć sprężyny wystające z poduszek. - Chodzi o takie poduszki, które czasem się kładzie w samochodach. Mają one sprężyny.
I wish your life be like toilet paper. Long and useful. - Życzę ci, aby twoje życie było jak papier toaletowy. Długie i użyteczne.
Komentujcie :)
Hehe zarąbisty tekst matko.
OdpowiedzUsuń' Życzę Ci, aby twoje życie było jak papier toaletowy. Długie i użyteczne.
Ha ha ale się z tego śmiałam xd.
Czyli najprawdopodobniej w rozdziale nr 3 pojawi się nasz nieziemski Jace.
Fajnie by było.
Ogólnie rozdział sweet.
Dzięki za pozdrowienia :)
Kiedy odzyskam komputer... aj to mało ważne.
Czkam na następny z niecierpliwością.
Pisz szybciej!
( wiem ze nie powinnam cie pogadać skoro wczoraj dodałaś rozdział).
Pozdrawiam
LuCe
Tekst jest zarąbisty, bo taki miał być xD
UsuńZa trzeci rozdział zabrałam się od razu po napisaniu drugiego, więc mam już połowę :)
Najprawdopodobniej jutro dodam nn.